czwartek, 23 czerwca 2011

Śladami Antoniego Herliczki na Podlasiu

Najstarszy, istniejący do dni dzisiejszych budynek w Białymstoku to niepozorny kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, zwany kościołem białym. Jego budowę rozpoczął w 1617 roku Piotr Wiesiołowski młodszy, właściciel dóbr białostockich, po pożarze wcześniejszego, drewnianego kościoła. Po jego śmierci prace przy budowie kościoła kontynuował syn Krzysztof Wiesiołowski, kończąc je w roku 1625.

Istotnej przebudowy kościoła dokonał Jan Klemens Branicki w połowie XVIII wieku. Dzięki jego zamierzeniu, kościół stał się, barokowym w wystroju mauzoleum rodowym. To tyle tytułem skromnego wstępu.

W 1979 roku przeprowadzono w kościele badania murów wewnętrznych. Odkryto cztery poważniejsze warstwy malarskie. Ostatnia pochodziła z okresu II wojny światowej. Pierwsza warstwa malarska została położona w okresie prac wykończeniowych kościoła po 1626 roku. Z tego okresu pochodzi widoczny dziś "zacheuszek" w pobliżu chóru.

Druga warstwa malarska datowana jest na przełom wieków XVII i XVIII, gdy włodarzem dóbr białostockich był Stefan Mikołaj Branicki.

Trzecia zaś, odsłonięta i widoczna dziś na sklepieniu kościoła, pochodziła z czasów wspomnianej już barokowej stylizacji wnętrza kościoła, przeprowadzonej w latach 1751-1752. Autorem malowideł był Antoni Herliczka.


***
Właściwie prawie wszystko co wiemy dziś o Antonim Herliczce, zawdzięczamy księdzu Janowi Niecieckiemu, od ponad ćwierćwiecza badającemu losy i spuściznę malarską związanego z Białymstokiem artysty. Pisząc niniejszy tekst korzystałem głównie z artykułów księdza, publikowanych w wydawnictwach specjalistycznych. Nie wiemy kim Herliczka był z pochodzenia. Mógł być zarówno Czechem na co wskazuje nazwisko, jak i Niemcem. Czy miał pochodzenie szlacheckie? Używał przecież pieczęci z herbem, w którym znajdowała się baronowska korona. Czyżby była to uzurpacja? Z zachowanej korespondencji z czasów Jana Klemensa Branickiego wynika, że Herliczka potrafił długo targować się o wysokość zapłaty za swe dzieła, był też sumienny, jeśli chodzi o terminy wykonania zleconych prac. Można więc wysnuć wniosek, że cenił się i miał poczucie własnej wartości. Z wyznania był katolikiem, czego dowodzi jego metryka ślubna z roku 1754. Należał również do arcybractwa Trójcy Świętej przy białostockim kościele.

***
Pierwsza pisemna wzmianka o Antonim Herliczce pochodzi z 1749 roku. Mówi ona, że przebywał w Warszawie, gdzie wcześniej pracował u boku freskanta śląsko-czeskiego Georga Wilhelma Neunhertza. Zadaniem jego było odnowienie wykonanego rok wcześniej, właśnie przez Neunhertza, okazałego malowidła na murze w ogródku w warszawskim pałacu Jana Klemensa Branickiego. Nie wiadomo od kiedy Herliczka współpracował z Neunhertzem. Być może wraz ze swym mistrzem uczestniczył w pracach malarskich w kościele Filipinów w Gostyniu, a także współpracował przy jednym niewielkim zleceniu w Białymstoku. Faktem jest, że w 1749 roku podjął już samodzielną pracę, musiał więc być wtedy doświadczonym malarzem. Neunhertz wkrótce zmarł, a Herliczka związał się praktycznie na stałe z Janem Klemensem Branickim, dla którego, aż do jego śmierci w 1771 roku, wykonał szereg prac malarskich. Kojarzy się go głównie z malarstwem ściennym, w przeciwieństwie do Augustyna Mirysa, Szkota, zatrudnianego przez hetmana Branickiego właśnie do prac sztalugowych, ale znane są również obrazy olejne Herliczki.

***
W 1754 roku, w jakiś czas po sprowadzeniu się do Białegostoku, uzyskał pozwolenie od hetmana na ożenek z miejscową, 14-letnią panną, córką sekretarza poczty, Marianną Paszkowską. W 1754, dzięki hetmanowi Branickiemu, rozpoczęła się budowa domu Herliczki w dzielnicy Nowe Miasto (Neustadt), położonej na osi białostockiego pałacu, na wprost bramy pod Gryfem, po drugiej stronie niewielkiej rzeki (Białka). Dzielnicę Nowe Miasto (dzisiejsza część ulicy Warszawskiej i okolice) zamieszkiwali wyłącznie chrześcijanie, w przeważającej mierze związani z dworem hetmana. W domu tym, parterowym, z pruskiego muru, Antoni Herliczka zamieszkał wraz z żoną w roku 1755. Położony był mniej więcej w miejscu obecnego budynku MPECu. Ze związku z Marianną Paszkowską urodziły się Antoniemu, według przybliżonych ustaleń, następujące dzieci: Teresa Anna (1754), Józef Henryk (1757), Jan (1759), Marianna (1761 lub 1762), Katarzyna Konstancja (1763), Jakub i Maciej (urodzeni pomiędzy 1765, a 1768 rokiem) oraz Antoni. W roku 1768 Antoni Herliczka został wdowcem, jego żona zmarła w wieku 28 lat. Po śmierci hetmana Branickiego w roku 1771, wdowa po nim Izabela z Poniatowskich Branicka, siostra króla, nie prowadziła tak szeroko zakrojonych prac w swych dobrach, jak hetman, więc Herliczka zmuszony był coraz częściej szukać zatrudnienia u innych mecenasów. Ostatnia wzmianka o pracy Herliczki pochodzi z 1792 roku. Malował wówczas 2 obrazy ołtarzowe do ufundowanego przez Izabelę Branicką kościoła pw. św. Wawrzyńca w Dolistowie nad Biebrzą. Ostatnia pisemna wzmianka o artyście pochodzi z roku 1797 z listu jego zięcia Wojciecha Matuszewicza, męża Marianny. Prawdopodobnie wówczas Antoni jeszcze żył. Nie wiadomo niestety ani kiedy, ani gdzie zmarł. Księgi zmarłych kościoła białostockiego milczą na ten temat.


***


Jeśli chodzi o obecne województwo podlaskie, większość prac Antoniego Herliczki nie zachowała się, głównie w związku ze zmianami lub ubytkiem obiektów architektonicznych ozdabianych jego malarstwem. Oto wykaz niektórych z takich dzieł:

- liczne prace malarskie w białostockim Pałacu Branickich, oraz obiektach architektonicznych ogrodów pałacu,
- supraporty do Pałacyku w Stołowaczu,
- liczne prace malarskie w Pałacu Branickich w Choroszczy oraz w pawilonach zdobiących założenie ogrodowe,
- dekoracja Bramy Pieczurskiej na białostockim Nowym Mieście,
- pomieszczenia dworku w Bażantarni,
- facjata parafialnego szpitala w Białymstoku (później budynek kina Ton, tak dobrze znany współczesnym białostoczanom),
- zdobienia facjaty i gabineciku tancerek w Białymstoku (w miejscu obecnej ulicy Kilińskiego, mniej więcej dwa domy za obecną Książnicą Podlaską),
- zdobienia drzwi ujeżdżalni w Białymstoku (tuż za obecnym budynkiem Książnicy Podlaskiej przy ulicy Kilińskiego),
- malowidła refektarza dominikańskiego klasztoru w Choroszczy,
- zdobienie fasady domu sióstr miłosierdzia w Białymstoku,
- freski na fasadzie wozowni w Białymstoku (w tym miejscu obecnie budynek Książnicy Podlaskiej),
- freski w izbach Dworu Pod Jeleniem w Białymstoku (nad Białką, w okolicach dzisiejszego skrzyżowania ulic Sienkiewicza i Piłsudskiego),
- freski w kamienicy narożnej przy ulicy Wasilkowskiej w Białymstoku (budynek dawnej restauracji Ludowej, później restauracji Astoria),
- freski na fasadzie poczty w Białymstoku (obecna ulica Suraska),
- freski na budynku "odwachu" w Białymstoku (w tym mniej więcej miejscu dziś budynek Archiwum Państwowego),
- freski na kapliczce z Pasją Pana Jezusa na Przedmieściu Warszawskim w Białymstoku.

Powyższych dzieł artysty już dziś nie zobaczymy.

***


Gdyby dziś spróbować obejrzeć dzieła pozostałe po Antonim Herliczce w obecnym województwie podlaskim, nie byłoby ich wiele. Najbardziej znanym jest pokazane wyżej sklepienie białego kościoła w Białymstoku. Wykonane było najwcześniej spośród wszystkich znanych prac Herliczki w Białymstoku. Niestety, raczej trudno będzie zobaczyć zwykłemu turyście dekoracje ścienne i "malowidło nad kominkiem", wykonane w technice olejno-woskowej, nigdy nie zamalowywane, zatytułowane "Wizyta trzech aniołów u Abrahama" lub "Gościnność Abrahama" w budynku starej plebanii białostockiego kościoła farnego (obecnie pałac biskupi), pochodzące z roku 1761. Podobnie jest z obrazem sztalugowym przedstawiającym św. Wincentego a Paulo, powstałym tuż przed 1772 rokiem, będącym własnością parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Białymstoku, jednak nie eksponowanym w miejscu publicznym.

Kolejnym miejscem, gdzie można natknąć się na dzieła Antoniego Herliczki są galerie białostockiego Pałacu Branickich. Antoni Herliczka odtwarzał tu freski swego mistrza Neunhertza, w roku 1754, zatytułowane "Pan i Syrinks" oraz "Sąd Parysa". Można je oglądać w galerii pałacu od strony ogrodu.


Ciekawość zaprowadziła mnie do Choroszczy. W latach 1757-1758 Antoni Herliczka pokrył freskami ściany prezbiterium i całe sklepienie kościoła w Choroszczy. Budynek kościoła niestety w 1938 roku opanował pożar, który zniszczył freski. Dzięki zachowanym fotografiom wnętrza kościoła sprzed pożaru odtworzono część fresków sklepienia.


Przyznam, że najbardziej zaciekawiła mnie sprawa ostatnich wzmiankowanych prac Herliczki, a mianowicie obrazów ołtarzowych malowanych w roku 1792 dla kościoła w Dolistowie. Odwiedzałem to miejsce kilkukrotnie, zwłaszcza, że położone jest w urokliwym miejscu nad Biebrzą, a w okolicy znajdują się ciekawe krzyże przydrożne i kapliczki.



W kościele w ołtarzu głównym znajduje się krucyfiks, w ołtarzu bocznym obraz Matki Boskiej Różańcowej, kilka mniejszych obrazów poświęconych Matce Boskiej z Dzieciątkiem. Z moich ustaleń wynika, że żaden z obrazów w kościele dolistowskim nie ma metryki XVIII-wiecznej. Czy obrazy malowane przez Herliczkę trafiły do dolistowskiego kościoła, a jeśli tak, co się z nimi w późniejszym czasie stało, dostępne źródła milczą.



ks. Jan Nieciecki, "Antoni Herliczka. Malarz białostocki z XVIII wieku", "Studia teologiczne. Białystok, Drohiczyn, Łomża", nr 2, 1984.

ks. Jan Nieciecki, "Koleje życia Antoniego Herliczki, malarza polskiego XVIII wieku", "Roczniki humanistyczne", tom LIV, Lublin, 2006.

Krzysztof Antoni Jabłoński, "Biały i czerwony. Kościoły białostockiej parafii farnej", Wydawnictwo BUK, Białystok, 2008.

Andrzej Lechowski, "Białystok. Przewodnik historyczny", Wydawnictwo Benkowski Publishing.

piątek, 17 czerwca 2011

Czego można dowiedzieć się ze starych dokumentów?

Z kolejnym dokumentem napisanym w języku rosyjskim, pochodzącym ze stycznia 1913 roku "poszło" mi już o wiele łatwiej. (Doświadczenie robi swoje!) Dzięki niemu odkryłem osobę, o której pamięć wśród żyjących członków rodziny zatarła się.


Dokument powyższy jest również wypisem z aktu notarialnego, spisanego przez notariusza przy Kancelarii Hipotecznej Sędziego Pokoju w Piotrkowie Trybunalskim, Stanisława Niepokojczyckiego. Akt dotyczy zrzeczenia się spuścizny po Wiktorii Krupie (mojej praprababci) i Wacławie Krupie (synu Wiktorii Krupy i jej męża Łukasza) przez jej dzieci: Mariannę Fijołek, Antoninę Wroniszewską i Jana Krupę i sprzedaż pozostałego majątku na rzecz ich brata, a mego pradziadka Ignacego Krupy.

Akt precyzuje, jakimi dokumentami musiały wylegitymować się osoby stające przed notariuszem. Marianna Fijołek przedstawiła dokument wydany przez wójta osady Niewierszyn, Antonina Wroniszewska i Ignacy Krupa przedstawili podobny dokument wydany przez wójta gminy Skotniki, natomiast Jan Krupa zaświadczenie wydane przez dowódcę 148 kaspijskiego pułku piechoty. I ten ostatni fakt jest bardzo ciekawy. Okazuje się, że stryj mej babci, późniejszy legionista, doświadczenie wojskowe zdobywał w wojsku carskim.

Ignacy Krupa musiał ponadto przedstawić dokument zaświadczający chłopskie pochodzenie. Okazał wypis z tabeli likwidacyjnej osady Szarbsko, w której pod numerem 20/16 zapisany był jego dziadek Ludwik Krupa. Przedstawił ponadto metryki urodzenia swego ojca Łukasza oraz metrykę swojego urodzenia, pobrane z ksiąg metrycznych parafii Skórkowice. Najciekawsze w całym akcie było odkrycie Wacława Krupy. Moja babcia nic nie wiedziała o tym, że jej ojciec miał brata o takim imieniu. Dysponuję też drzewem genealogicznym powstałym w innej gałęzi rodziny Krupów i również, mimo, że rodzeństwo mego pradziadka wymienione jest szczegółowo, brak jest Wacława. Wacław Krupa urodził się w 1899 roku, a zmarł w listopadzie 1908 roku, miał więc w chwili zgonu 9 lat. Widocznie w domu pradziadka nie mówiło się o nim. Późniejsze pokolenia nie miały więc najprawdopodobniej skąd czerpać wiedzy o zmarłym członku rodziny. Dokumenty jednak "mówią do nas", a powyższy przykład raz jeszcze pokazuje, jak ważne jest źródło pisane.

środa, 15 czerwca 2011

Jak połknąć bakcyla?

Zainteresowanie genealogią, chyba pisałem już o tym na blogu, przyszło w moim przypadku niejako naturalnie. Czułem, że muszę spisać i uporządkować już posiadaną wiedzę, że dopiero takie uporządkowanie będzie stanowić punkt wyjścia do dalszych poszukiwań. Na pewno duży wpływ na to, jak zacząć, od czego, jak uporządkować posiadaną wiedzę, miała lektura książki Małgorzaty Nowaczyk "Poszukiwanie przodków. Genealogia dla każdego", a także internetowe forum Genpolu. Ale jak to w każdym zajęciu, hobby, pracy bywa - pojawiają się trudności. Dla mnie takim momentem był na pewno akt notarialny do którego dotarłem na początku swych poszukiwań genealogicznych. Dokument spisany był w języku rosyjskim, pochodził z 1904 roku, zawierał 4 niepełne strony informacji, formatu nieco większego od A4. Charakter pisma osoby tworzącej dokument był wyraźny, wręcz kaligraficzny, ale co z tego, ni w ząb nie rozumiałem, co jest w nim napisane. Mój rosyjski był słaby, wielu wyrazów w ogóle nie byłem pewien, zniechęciłem się. A z drugiej strony bardzo chciałem znać treść dokumentu! Byłem pewien, że odnajdę w nim wiele istotnych informacji, że dokument przemówi klimatem czasu, że choć trochę zasmakuję tego, co zdarzyło się trochę ponad 100 lat wcześniej.

Pierwszy kontakt z dokumentem miałem, gdy jeszcze nie znałem forum Genpolu, nie czytałem książki Małgorzaty Nowaczyk - byłem zdany sam na siebie. Traf chciał, że kolega znał tłumaczkę języka rosyjskiego, dla której język ten był niejako językiem ojczystym - repatriowana była wraz z rodzicami z terenów ZSRR dopiero w roku 1958. Przekazałem jej jedną z kopii dokumentu i umówiłem się na spotkanie. Stwierdziła, że dokument będzie trudny do przetłumaczenia, gdyż język rosyjski po rewolucji bolszewickiej 1917 roku przeszedł reformę, wielu liter, jak i słów już się dzisiaj nie używa. Po mniej więcej dwóch godzinach spotkania wiedziałem jednak mniej więcej, czego dokument dotyczy. Ale chciałem wiedzieć więcej!

Kolejną wersję tłumaczenia uzyskałem dzięki forum internetowemu. Ale nadal była ona dziurawa. Wielu wyrazów i zdań osoba tłumacząca nie była pewna.

Wiedząc już jednak tak dużo, postanowiłem wziąć sprawę dosłownie w swoje ręce. Miałem książkę Małgorzaty Nowaczyk, w której znajduje się słowniczek wyrazów występujących w starych dokumentach rosyjskich, kupiłem sobie dobry słownik współczesnego języka rosyjskiego i ... dwie noce z rzędu spędziłem na tłumaczeniu dokumentu. Często poszczególnych wyrazów nie byłem pewien, więc porównywałem na zasadzie prób i błędów możliwe wersje z książką i słownikiem. I przetłumaczyłem!

Przygoda ta nauczyła mnie, jak ważna jest cierpliwość w genealogii. Na niektóre odkrycia trzeba po prostu czekać i czekać. Często ważna jest pomysłowość podpowiadająca, gdzie, u kogo by tu jeszcze sprawdzić. I najważniejsze - nigdy później nie miałem problemu, aby z jakichś dokumentów obcojęzycznych "wyciągnąć" to co istotne.

A teraz przejdźmy do samego dokumentu:


Jest to główny wypis z aktów notarialnych notariusza przy Kancelarii Hipotecznej Sędziego Pokoju w mieście Końskie, spisany 27 stycznia 1904 roku przez Iwana Wąsowicza, syna Edwarda.

Główne osoby stające do aktu to:

Jan Sokalski inaczej Szokalski, mój prapraprapradziadek, syn Piotra,
Wiktoria Krupa z urodzenia Janiszewska, córka Ignacego, moja praprababcia,
Łukasz Krupa, mąż Wiktorii, towarzyszący jej,
Andrzej Janiszewski, syn Ignacego, brat Wiktorii,
Kazimierz Janiszewski, syn Ignacego, również brat Wiktorii.

Wszystkie wymienione wyżej osoby były chłopami rolnymi, zamieszkałymi we wsi Szarbsko. Jako dowody tożsamości przedstawili zaświadczenia wójta gminy Skotniki, do której należało Szarbsko.

Przedmiotem aktu była umowa sprzedaży zagrody chłopskiej należącej do Jana Sokalskiego. Sprzedawał on po jednej trzeciej swoim wnukom: Wiktorii, Andrzejowi i Kazimierzowi. Miarami powierzchni obszarów składających się na zagrodę były dziś już nie używane morgi i pręty. Zagroda została sprzedana za kwotę 60 rubli. Dodatkowo wnukowie zobowiązali się do opieki nad Janem Sokalskim oraz do pogrzebania jego ciała po śmierci.

Odchodząc na chwilę od treści aktu, chciałbym wspomnieć, że nie odnalazłem metryki zgonu Jana Sokalskiego, przeglądając księgi metrykalne parafii Skórkowice. Być może w pośpiechu umknęła mi. Nie wiem. Wiktoria zmarła w następstwie ciężkiego porodu w roku 1906, Kazimierz w roku 1919, dalsze losy Andrzeja nie są mi znane.

W akcie notarialnym znajduje się jeszcze jedna ciekawostka - nazwy działek w Szarbsku, które wchodziły w skład zagrody, tj:

"plac", "Głowczyny", "Niwa", "na Babach", "Borek", "ług", "ogród", "na Gucy", "Grojce", "ziemia pod łąkami", "Dziki las".

Zagroda musiała być mocno rozdrobniona. Moja ś.p. babcia podobno wiedziała, gdzie powyższe działki leżą. Ciekaw jestem, czy wśród współczesnych mieszkańców Szarbska takie nazwy funkcjonują.