piątek, 30 września 2016

Tajemnice Bacieczek

Stary cmentarz ewangelicki przy Produkcyjnej. Od lat o nim słyszałem, ale nigdy jakoś nie składało się, aby tam zajechać i zobaczyć. W końcu żyłka odkrywcy ciekawych miejsc w Białymstoku odezwała się przekonująco i w piękne wrześniowe popołudnie pojechałem w kierunku północno-zachodnich peryferii Białegostoku.
Zdziwienie: to tu? Cmentarz położony jest bowiem na zupełnym wygwizdowie, już za Auchan, ale jeszcze przed budynkiem firmy GORT. I nie tak łatwo do niego trafić, jako że w pewnym oddaleniu od ulicy, przysłonięty był hałdami kamieni. Ale solidne metalowe ogrodzenie, już współcześnie postawione, nie mogło mylić. Nad bramą wejściową tablica z napisem: "Cmentarz ewangelicki założony w XIX wieku". Przytulony do lasu, uprzątnięty, mieści w sobie zaledwie kilka nagrobków i kilkanaście miejsc wskazujących na dawne pochówki. W prawym tylnym rogu kamień z tablicą informującą o pochowaniu szczątków wydobytych z terenu dawnego cmentarza przy ulicy Młynowej. Najokazalszym nagrobkiem był ten w centrum cmentarza, należący do Wilhelma Zammella. Dziś bez inskrypcji, z ułamaną figurą Chrustusa na szczycie, jedynie dzięki zachowanemu fragmentowi przypomina kunszt dawnej sztuki sepulkralnej. Poza tym jeszcze dwa nagrobki z czytelnymi inskrypcjami: Juliana Golnika, zmarłego w 1906 roku i Emilie Wojteckiej z d. Krüger, zmarłej w wieku 49 lat w roku 1898. I cisza, gwar miasta tu bowiem nie sięga.


Opis cmentarza znalazłem w przewodniku historycznym "Ewangelicy w Białymstoku" autorstwa Tomasza Wigłasza i Krzysztofa Marii Różańskiego. Zaczyna się tak:

"Kolonia Bacieczki.
Dzieje osady wiążą się ze sprowadzeniem w XIX w. przez właściciela fabryki włókienniczej w Choroszczy dwudziestu dwóch rodzin niemieckich tkaczy. Każda otrzymała ziemię, a w drewnianych domach, z których część zachowała się do dziś, powstały małe zakłady tkackie. Na niewielkim wzniesieniu na skraju osady założony został cmentarz..."

Wspomniana fabryka włókiennicza w Choroszczy to fabryka rodziny Moesów, która trafiła na Podlasie z Zegrza, gdy po Powstaniu Listopadowym rząd rosyjski w ramach represji wprowadził cła wwozowe na towary pochodzące z terenu Królestwa Polskiego. O tym, że Moesowie zbudowali dla swych robotników osiedle mieszkaniowe wiedziałem, ale że osiedlili tkaczy w, bądź co bądź nieco oddalonej od Choroszczy, Kolonii Bacieczki nie wiedziałem. Pojawiło się pytanie: gdzie konkretnie osiedlono tkaczy i czy ich domy jeszcze się zachowały? Napisałem w tej sprawie do parafii ewangelickiej w Białymstoku na adres e-mailowy podany w przewodniku.

Według księdza Tomasza Wigłasza, domy tkaczy usytuowane były wzdłuż ulicy Produkcyjnej, od Auchan w kierunku centrum. Jeden z nich, pierwszy lub drugi po prawej na pewno był zbudowany jeszcze w XIX wieku, a i większość innych to przerobione domy tkaczy. Informację o zasiedleniu ulicy Produkcyjnej (w XIX wieku teren Kolonii Bacieczki) przez niemieckich tkaczy potwierdza również opracowanie Marty Sokół na temat krzyży przydrożnych i kapliczek w Białymstoku.

Pozostało sprawdzić to wszystko w terenie. Nastał jeden z kolejnych, ciepłych wrześniowych dni. Na Produkcyjną wybrałem się wraz z synem, który nie stroni ostatnio od wycieczek terenowych pozwalających odszukiwać pokemony w zupełnie obcych i niespodziewanych miejscach. Wytypowaliśmy 10 drewnianych domów (po 5 z każdej strony ulicy), które mogły być domami tkaczy (numery adresowe, licząc od Auchan - 81, 78, 58, 49, 48, 32, 31, 21, 24, 19). Mogły równie dobrze być jednak zbudowane na początku XX wieku lub w dwudziestoleciu międzywojennym - stawianie domów z drewna było wciąż wówczas powszechne. Upamiętniam je tutaj, kto wie czy któryś z nich przetrwa kolejne 20 lat.











Domy tkaczy to nie jedyna zagadka związana z Bacieczkami. Ale zanim przejdę z Kolonii Bacieczki do właściwych Bacieczek, słowo wyjaśnienia. Przeciętny białostoczanin kojarzy nazwę Bacieczki z osiedlem o tej nazwie, które zostało założone na gruntach dawnej wsi Ogrodniki Wysokostockie (historia podobna, jak ze Starosielcami i gruntami wsi Klepacze). Jednak dawną wieś Bacieczki należałoby wiązać z terenami położonymi na zachód od dzisiejszego osiedla Bacieczki. Osiedle TBS, ulica Bacieczki to właściwa lokalizacja dawnej wsi.

Bacieczki, należące do dóbr monasterskich w Supraślu, posiadały własną cerkiew, ufundowaną prawdopodobnie przez Grzegorza Chodkiewicza w wieku XVI. I z cerkwią tą wiąże się druga zagadka bacieczkowska. W roku 1773 świątynia w Bacieczkach miała zostać rozebrana, a z pozyskanego materiału zbudowana miała być cerkiew w nadnarwiańskich Zawykach. Jednak w opisie dekanatu knyszyńskiego sporządzonego przez proboszczów poszczególnych parafii w roku 1784, proboszcz rzymskokatolickiej parafii białostockiej wciąż wymienia istniejącą cerkiew w Bacieczkach. Czyżby po roku 1773, kiedy rzekomo miała zostać rozebrana, zbudowano kolejną?

Dziś historycy nie potrafią wskazać ze stuprocentową pewnością nawet miejsca, gdzie stała cerkiew, wiążąc jej posadowienie ze wzgórzem przy skrzyżowaniu ulic Jana Pawła II i szosy do Ełku.

Wszelkie informacje od osób, które wiedzą więcej niż ja o dawnych domach tkaczy przy ulicy Produkcyjnej lub o historii wsi Bacieczki są tu mile widziane.


Marta Sokół "Krzyże i kapliczki przydrożne w krajobrazie miejskim Białegostoku - wczoraj i dziś", Zeszyty Dziedzictwa Kulturowego, t.1, Białystok 2007.

Grzegorz Sosna, Antonina Troc-Sosna "Zapomniane dziedzictwo. Nieistniejące już cerkwie w dorzeczu Biebrzy i Narwi.", Białystok 2002.

Tomasz Popławski "Przestrzeń współczesnego miasta Białegostoku na tle historycznych podziałów", Białostocczyzna nr 2/1996.

Anna Dąbrowska "Moesowie. Trzy pokolenia fabrykantów z Choroszczy", Białostocczyzna, nr 1/2000.

Tomasz Wigłasz, Krzysztof Maria Różanski "Ewangelicy w Białymstoku. Przewodnik historyczny", Cieszyn, 2013.

Wiesława Wernerowa "Opis parafii dekanatu knyszyńskiego z roku 1784", Studia Podlaskie, t.1, 1990.

środa, 7 września 2016

"Fotografowie białostoccy 1861-1915"

24 czerwca, wraz z początkiem wakacji wybrałem się do Centrum Zamenhofa w Białymstoku na promocję książki "Fotografowie białostoccy 1861-1915". Powody były trzy. Po pierwsze przyciągnęła mnie osoba autora. Wiesław Wróbel wyrobił już sobie markę wśród białostockich historyków. Niezależnie, czy odkrywa przed nami historię dzielnicy Bojary, czy przybliża dzieje białostockich zabytków na łamach Albumu Białostockiego w Kurierze Porannym, wywracając przy okazji do góry nogami wiedzę z Przewodnika historycznego, jego teksty są ciekawe i poprzedzone dogłębną kwerendą archiwalną oraz, gdy jest możliwość lub konieczność, badaniami terenowymi. Drugim powodem było miejsce. Centrum Zamenhofa w ostatnich latach wyrobiło sobie markę centrum kultury wysokiej z prawdziwego zdarzenia. Poza ciekawymi wystawami, jest w nim bowiem miejsce na fascynujące wydawnictwa (vide albumy poświęcone dzielnicy Bojary), elektryzujące koncerty na klimatycznym tarasie (Basia Stępniak-Wilk, Dorota Miśkiewicz i wielu innych artystów) a także opasłe już archiwum historii mówionej - Mediatekę, nieoceniony skarb dla przyszłych pokoleń.

Po trzecie wreszcie, arcyciekawy wydał mi się sam temat. Fotografowie białostoccy przełomu wieków to kolejne cegiełki do historii Białegostoku. O tyle ważne, że fotografia wówczas wymagała pewnej wiedzy technicznej, a ograniczona ilość dostępnego materiału fotograficznego determinowała dbałość o stronę artystyczną zdjęcia. Kontakt z dawną fotografią umożliwia bezpośrednie spojrzenie na dawne czasy - ulice miasta, postaci, ówczesną modę. Pamiętałem jeszcze, jak ciekawą byłą wystawa fotografii Józefa Sołowiejczyka w białostockim Muzeum Historycznym 2 lata temu. Moja wiedza o fotografach białostockich ograniczała się właściwie do jego osoby, no i może najdłużej działającego w Białymstoku zakładu fotograficznego Szymborskich. We wspomnianym "Przewodniku historycznym po Białymstoku" Andrzeja Lechowskiego wzmiankowano co prawda również innych fotografów: Bartmanna, braci Pumpian, czy wiązane wówczas z braćmi Pumpian atelier "Bernardi", ale co to za wiedza szczątkowa, gdy nie można powiązać nazwisk ze zdjęciami? W kuluarach wspomnianej wystawy fotografii Sołowiejczyka szeptano również o braciach Budryk, ale i w tym przypadku w mojej pamięci pozostało jedynie nazwisko. Biorąc wszystko powyższe pod uwagę, apetyt mój był ogromny, gdy jechałem na promocję książki.

Nie zawiodłem się. Letnia pogoda, klimatyczny taras pełen ludzi, osoba autora oraz kolekcjonera fotografii Mieczysława Marczaka, bez którego książka w takim kształcie nie mogłaby powstać - wszystko to ożyło się na pełną smaczków kompozycję piątkowego popołudnia. Mój zachwyt trwał i później, gdy czytałem dokładnie i powoli książkę, przeglądając przy okazji pokaźny zbiór zamieszczonych w niej zdjęć. Poza fotografiami Sołowiejczyka mogłem po raz pierwszy ujrzeć zdjęcia braci Budryków, Wolfganga Andreasa Bartmanna, braci Pumpianów, czy Szymborskich. O wielu artystach fotografii, których zdjęcia trafiły do książki wcześniej nie słyszałem, by wymienić tylko Jana Wilhelma Diehla, Carla Ludwiga Cossmana, Augusta Jaegera, Mowszę Kapłańskiego, czy jedyną kobietę w tym zestawieniu Wandę Bromirską. Książka pełna jest ciekawych zagadek, czekających na rozwiązanie w przyszłości. Wielu biogramów nie udało się jak dotąd powiązać z jakimkolwiek zdjęciem, by wspomnieć Karola Hermana Hampela, czy najstarszego w zestawieniu fotografa pochodzącego z Białegostoku - Szlomę Kryńskiego. Znalazło się także miejsce dla fotografów, o których skromne wzmianki zostały odnalezione w archiwach. Książka bowiem to przede wszystkim zbiór biogramów osób, często nieobecnych dotychczas na kartach historii miasta. Prawdziwą perełką i jednocześnie zagadką czekającą na rozwiązanie jest najstarsza znana fotografia białostocka, o ciekawej historii i nieznanym autorze. A czyż zagadki czekające na rozwiązanie nie są tym elementem, który nas najbardziej pociąga w historii? Cennym elementem jest wstęp do książki omawiający w skrócie historię fotografii, a także stosowane techniki, i ich wpływ na upowszechnienie sztuki robienia zdjęć.

Troszkę szkoda, że autor skupił się li tylko na zawodowych fotografach działających w naszym mieście do 1915 roku. Zabrakło mi bowiem choć krótkiej wzmianki o inżynierze o nazwisku Wille, administratorze fabryki Beckera, zatrudnionym w roku 1895, który według Andrzeja Lechowskiego zajmował się także fotografią, pozostawiając po sobie cenne widoki Białegostoku z przełomu XIX/XX wieku. Możliwe, że się mylę, ale z omawianego okresu zbyt wielu fotografów amatorów nie jest powszechnie znanych. Fotografie Willego nie są znane szerokiej publiczności. Być może jedyną szansą aby na nie spojrzeć jest wizyta w prywatnej klinice ginekologicznej doktora Tomaszewskiego przy ulicy Parkowej. Może znajdzie się osoba, która namówi właściciela na publikację tych zdjęć choć w skromnej książeczce-albumie lub na ich wystawę? Powyższa uwaga jest tylko moją prywatną dygresją, w żaden sposób nie ujmującą wartości omawianej książki, którą szczerze polecam miłośnikom historii Białegostoku.

Wiesław Wróbel, "Fotografowie białostoccy 1861-1915", Centrum im. Ludwika Zamenhofa w Białymstoku, 2016